Pamiętnik młodego Toma Cadila Ombre'Vivre

O wszystkim co nie pasuje do pozostałych for np.: Hobby, Muzyka, Kino, Film, TV, Sport, Gry i zabawy, Internet, Książki

Moderatorzy: zielonyszerszen, s_wojtkowski, sinar

ODPOWIEDZ
seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Pamiętnik młodego Toma Cadila Ombre'Vivre

Post autor: seize » 26 lut (sob) 2005, 18:14:49

PROLOG

Tom dorastał w ciszy swego pokoju z dala od zgiełku wrzawy i groteskowej przyjazni. Wiedza zaklęta w książkach była bardziej pociągające niż puste zabawy toczone grupowo w piaskownicy. Ciemność oraz kryjące się w niej żywe cienie budziły strach w przeciwieństwie do mroku który tylko łechtał pozytywnie pokłady duszy. Odizolowanie miało jednak swoja cene - brak grona jakkolwiek zwanych znajomych. Tak naprawdę nie był jednak pewien czy aby stracił przez to aż tak dużo z życia. Tkwiący w nim altruizm tworzył z niego zbyt łatwą pożywkę; o czym miał możliwość przekonać się nie raz.
Wszyscy w jego otoczeniu mknęli obok niego niczym na przyspieszonej taśmie. Dokąd i po co tak się spieszyli sami nie byli w stanie powiedzieć. Wiecznie tylko powtarzali "na tym polega życie", nie tłumacząc co tak naprawdę kryje się pod określeniem 'tym'. Pusty bieg bez celu? Walka o możliwość noszenia koszulki lidera? Może jednak pod 'tym' kryło się cos ważniejszego; pozostawało to jednak tajemnicą.
Różne postacie tak przewijały się przez jego dni. Trwały czas jakiś a potem znikały nabierając ochoty na ten cały powszechny bieg. Zatem niczym nowym nie było iż wszystko zawsze miało swój koniec; choćby początek był nie wiadomo jak wspaniały. Cóż było poradzić.

* * *
__

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 07 mar (pn) 2005, 18:22:24

***
Nie od samego początku byłem wampirem. Były czasy gdy nie różniłem się od innych dzieci a przede wszystkim chłopców. No może poza wieczną żądzą wiedzy i trochę innymi zainteresowaniami; ale wszystko trzymało się ogólnoprzyjętych norm - tyle że dla wieku starszego.
Zawsze jednak bałem się ciemności i tego co mogła kryć w sobie. Może była to wczesna próba ucieczki od przeznaczenia, od pewnego mroku. trudno powiedzieć co mną wtedy kierowało. Może był to bowiem zwykły dziecięcy strach i nic więcej. Zawsze jednak czułem,że coś się stanie. Najpierw, że stanie się to przed wejściem w wiek uznany powszechnie ze dorosłość a później, że data milenijna odegra jakieś znaczenie. wraz z upływem czasu różnie to interpretowałem. Kto wie może z uwagi na owe obawy sam to wszystko sprowokowałem. Bądź co bądź jedno jest pewne - stało się.
Bałem się duchów, żywych trupów i całej masy postaci podobnej maści. Wampiry wydawały się jednak czymś na pozór śmiesznym; zresztą tak samo jak wilkołaki. Całe to przeobrażane się np.: w nietoperza czy tez rosnące na zawołanie dwa białe kły budziły wyłącznie rozbawienie. Czułem że jak już to musi istnieć w tym jakieś przerysowanie, które przez lata wraz ze strachem m.in. parobków niczym w krzywym zwierciadle; przybrały odbicie niezgodne z prawdziwym wzorcem. Nie zdawałem sobie sprawy jak blisko prawdy wtedy stąpałem myślami. Wyśmiewana również przeze mnie niemożność stąpania po świecie za dnia okazała się zwykłą bujdą. Faktycznie może i męczyło ono czy też nużyło lecz jednak nie zabijało. Nocna żywotność nie była już tak wyolbrzymiana ale to raczej okazało się zasługą nie tyle co mroku co ciszy i spokoju jaki opanowywał otoczenie.
Oczywiście może i ewentualny protoplasta mieszkał w zamku gdzieś na uboczu. Ja jednak mieszkałem w zwykłym bloku na osiedlu jakich wiele. Może tyle w tym niezwykłości, iż z okna moje wychodziły na lokalny cmentarz. chyba dlatego jakoś nigdy nie budziły one we mnie przerażenia - w końcu prawie zawsze odkąd pamiętam witał on mnie gdy tylko wyjrzałem za szybę. W przeciwieństwie do rzeki, która to natomiast we wczesnym dzieciństwie rozciągała się w możliwym do podziwiania krajobrazie wprost z mojego pokoju. Ona bowiem do dziś dnia budziła obawy, jak zresztą każdy akwen wodny; za wyjątkiem wanny - tam bowiem nie trzeba było się obawiać porywającego nurtu czy też utraty gruntu.
Jednak z całego dzieciństwa najbardziej chyba utkwił mi w pamięci czy też w podświadomości obraz kobiety. Dziś uważam, że w dzieciństwie warto chyba jednak pisać jakieś pamiętniki - czasem mogą się one przydać w przyszłości...
***

©

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 08 mar (wt) 2005, 16:10:49

***
Czasem są myśli w ludzkim umyśle, które nie pozwalają zasnąć. Wędrują głośnym krokiem po bezkresie w te i z powrotem.
Niema chwili podczas której to nie rozgrywała by się nasza przyszłość. Każde słowo, każdy gest jest literą wyrazu, który tworzy wraz z innymi zdania będące opisem naszej przyszłości. stają się one cegłą w murze lub też źdźbłem trawy zielonym, na polanie ciągnącej się bez końca.
Nie da się jednak jednoznacznie stwierdzić czy to my czynami swoimi tworzymy przyszłość czy też mająca nadejść przyszłość determinuje nasze ruchy. Wiadomo tylko że dzieją się one w każdym ułamku sekundy, są w każdym geście, słowie i spojrzeniu.
Na ile więc przypadki są czymś co tworzy wartości zmiennych określających przyszłość? życie bowiem w swej ziemskiej postaci rozpoczyna się od zera i przez wszelkie działania pośredniczące, pojawiające się każdego dnia i tak do niego dąży. do wyrównania potencjału między życiem a śmiercią.
Czy zatem człowiek jest tylko jakąś wersją równania, które ktoś gdzieś rozwiązuje? czy dni tworzymy my sami, czy są one wyliczoną przez kogoś pośrednią wersja naszego równania? Nasz łańcuch DNA może być tylko ciągiem takich właśnie zmiennych deprymujących lub przynajmniej wpływających na cała przyszłość. A jego wartości podstawia się w miejsce symboli; tak samo jak zmienne wynikające ze środowiska w którym egzystujemy.
czasem starając się cos zmienić, zmieniamy to tylko pozornie. Gdyż i tak za czas jakiś wrócimy ponownie do dni minionych, tyle ze wartości pewnych zmiennych nie będą już takie same. My jesteśmy zatem tylko generatorem błędów i chaosu w równaniu naszego życia, które dąży do rozwiązania determinowane przez przyszłość i wynik jaki ma być osiągnięty. Zero.
***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 16 mar (śr) 2005, 17:44:28

***
Ów obraz kobiety, o którym wspominałem nie był nigdy zbyt przejrzysty i łatwy do opisania; jednak, gdy jego odbicie odnajdywałem w jakimś fragmencie tej napotkanej w rzeczywistości, potrafiłem ów element rozpoznać bez trudu.
Kobiety bez wątpienia zawsze budziły moje zainteresowanie. Biło od nich coś, co niczym płomień ściągał mnie w roli ćmy. Oczywiście nie każdy blask był dla mnie interesujący. Nie trzeba było długo czekać bym zaczął odkrywać istniejące w sobie pokłady uczuć. Te piękne doznania z punktu widzenia psychiki były jednak zagłuszane często przez wrodzona nieśmiałość. Dlatego nie ma się, co dziwić, iż z pierwszej mojej miłości - uczucia, do którego to słowo wcześnie mi najbardziej pasowało - wiele nie wynikło. Zaledwie parę pocałunków, parokrotny dotyk i jakieś swoiste wieczne potajemne dedukowanie stanowiło całokształt takiej fascynacji. Czas płynął a ponieważ taka forma przestawała mnie satysfakcjonować w środku począł się rodzić swoisty bunt przeciw takiemu wyglądowi sytuacji. Ten bunt rodził odwagę. Jak dziś pamiętam ten dzień gdy czekając potajemnie na obiekt zainteresowania, zobaczyłem Ją. Wszystko, co planowałem przestało mieć znaczenie a bunt wzrósł w siłę...
A przyznac trzeba, że byłem od niepamiętnych czasów osobą, która zawsze miała swoje zdanie. Istota racji znajdowała się czasem na dalszym planie. Nie było, bowiem ważne by ktoś mi ją przyznał. Dużo ważniejsze była jakaś forma zrozumienia, o czym mówię oraz nie tworzenia z wypowiedzianego zdania elementu do drwin za moimi plecami, a słów pochlebnych kierowanych do mnie bezpośrednio.
Jako że w dzieciństwie dużo czytałem i o nie jednej kwestii życia wiele myślałem, wykreowało mi się spojrzenie, którego w zasadniczej części się trzymałem. Jednak nie nazbyt kurczowo - gdy coś wydało mi się nieprawdziwe w moim myśleniu starałem się jak najszybciej dokonać stosownych poprawek światopoglądu.
Jednak tylko wtedy, gdy sam znalazłem w nim błąd....
***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 01 kwie (pt) 2005, 18:51:31

***
Ona w jakiś sposób poruszała we mnie zmysły o których nie miałem pojęcia. Patrzyłem na Nią i czułem coś więcej niż to co zwykle towarzyszyło procesowi korzystania ze wzroku. Gdy czułem Ją palcami to było czymś więcej niż tylko dotykiem. Tego wszystkiego było jednak niewiele. Na początku starałem się o to by było tego więcej, chyba nawet bardziej niż Ona. Jednak jak wiadomo własna perspektywa potrafi takie odczucia podsycać. Smutnym elementem była niemożność realizacji pragnień- by się przytulić czy też zatopić swą twarz w Jej długich czarnych włosach.
Odzywała się czasem w nocy proponując spotkanie, na które ja zawsze się zgadzałem z ochotą. Może w tym też był mój błąd, może powinienem postępoweać jak Ona - tylko czasem pozwalać na kontakt - choć sam nie wiem.
Pozwalała mi się poznawać kryjąc się zarazem w cieniu .Obawiałem się z tego powodu by moje myśli nie zaczęły tworzyć jakichś własnych Jej obrazów - tak naprawdę odrealnionych i innych niż Jej faktyczna osoba posiadała. To mogło by tylko niepotrzebnie wykrzywić mój sposób patrzenia. Choć zależało mi na Niej to nie byłem jednak przekonany dokąd to wszystko może prowadzić.
Wraz z upływem czasu zapragnąłem czegoś więcej niż tylko nocnych odwiedzin. Pragnąłem Jej, lecz nie w znaczeniu pożądania seksualnego lecz pragnąłem Jej osoby; obcowania z Jej duszą. Ona zaś powoli stawała się mniej cicha w stosunku do mojej osoby - dawała więcej siebie. Jakże pięknymi były chwile te gdy mogłem czuć zapach Jej włosów, czuć Jej dotyk na sobie. Dawało się jednak raz na jakiś czas wyczuć pewien chłód, który nie wiadomo skąd nawiewał; a który pozwalał sądzić, że będzie chciała odejść. Uznałem jednak, iż zaprzątanie sobie głowy taką myślą może być mało pozytywne i w finale doprowadzić do tego iż odejdzie naprawdę. Dlatego też kwitła we mnie tylko jedna myśl zasadniczo : że nigdy nie odejdzie...
***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 19 kwie (wt) 2005, 16:54:10

***
Byłem bliski szaleństwa z uwagi na emocje, które tkwiły i musiały czekać na nocne odwiedziny - które to i tak zlatywały w mgnieniu oka i często nawet małej części nagromadzonych emocji nie można było zrealizować i uzewnętrznić. Jej stanowisko było niejednoznaczne; nie wiedziałem czy traktuje to jako chociażby rozrywkę czy też ta cała znajomość znaczyła coś więcej. Starałem się więc cały czas utrzymać w sobie pozytywne nastawienie, tłumacząc sobie, że są tego jakieś przyczyny. Jednak gdyby choć czasem dała jednoznaczny znak - było by łatwiej. A tak siedzę nad kartką papieru i piórem kreślę swe słowa - na pamiątkę, na pamięć... na przyszłość.

Rzekła raz do mnie iż jesteśmy różni pod względem charakteru. Początkowo uznałem, że stanowi to dla niej przeszkodę. Jednak po pewnym czasie ukazała, że cieszy się ze spotkania i radośnie wypełniła jego treść. Z jednej strony czułem, iż działam wykonując własna wolę lecz były chwilę kiedy nie potrafiłem uzmysłowić sobie czemu cos robię. Pierwszy raz odczułem to gdy podczas delikatnego dotyku moja ręka zapragnęła chwycić Ją mocniej za kark a usta wędrować po Jej szyi. Całości ruchów byłem w pełni świadomy i to ja je wykonywałem - jednak myśli zachęcające bym tego dokonał pochodziły gdzieś jakby z zewnątrz. Uznałem, że było to po prostu tym co nazywają wyczuciem czasu i odbiorem sygnałów niewerbalnych partnerki. Nie mogłęm kryć, iż podobało mi się to czegom dokonał i świadomość tego pozwalała mi nie roztrząsać tej kwestii. Oczywiście zasłyszanej teorii jakoby był to efekt tego, iż zmuszony byłem często gnieździć w sobie i hamować emocje też nie mogłem odrzucić i uznać za niewłaściwą.
***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 07 maja (sob) 2005, 18:38:32

***
Wraz z upływem czasu wszystko jakby stopniowo ewoluowało; jednak na zmianę w dwie różne strony. Raz wszystko płynęło niczym we śnie - miło, pogodnie i słodko. Innym razem natomiast całość bliżej się miała tej materialnej rzeczywistości - problemy, spory i nieporozumienia. Ów ciągłe wahania się szal nastojów panującej oraz ten tryb nocnych odwiedzin, tworzyły mieszankę na kształt wybuchową. Zdawało się momentami, iż ktoś nastawił bombę lecz nikt nie był świadomy ustawień zapalnika.

Czułem w sobie przez te wahania coś, co nazwać można byłoby rodzącą się swoista schizofrenią osobowości. Odmienności ukazywały się zwłaszcza w chwilach kontrastujących: samotnych i odwiedzin, miłych i pełnych nieporozumień natury niezłożonej. Skrajności te przejawiały się nie tylko w postaci myśli ale często także słów i podejmowanych kroków. Ciężko było jednak utrzymać pełną równowagę gdy rzucano mnie co i rusz na inne tereny pełne lodu, w których to z gracją pomimo przeszkód trzeba było się poruszać; jakikolwiek poślizg był niezbyt miło widziany. Jednak po chwili wprowadzano mnie na teren ciepłej kwiecistej łąki gdzie leżeć mogłem raczony błogim spokojem i zapachem kwiatów kojącym.
Całość przypominała trochę próbę napisania mojej charakterystyki obejmującej swymi danymi jak najszerszy obszar sytuacji i zachowań. Jednak istotnym było to, iż taka próba była z góry skazana na niepowodzenie gdyż taka charakterystyka nie mogła być całkowicie poprawna z racji tych ciągłych zmian. Tak wiele bowiem drobnych rzeczy wpływa na zachowanie człowieka, iż nie sposób objąć go jakimś szablonem. Czasem są przecież rzeczy których to nigdy byśmy nie dokonali zdaniem 'obserwatorów', a wystarczy jeden mały uśmiech, spojrzenie, których potencjał subiektywnie zostanie odebrany by całość potoczyła się nieszablonowo. Wtedy bowiem nasze oblepione błotem ubranie rwie się i wyrastają nam małe skrzydła i już nie umiemy chodzić jak dawniej.
Jednak z równego lotu płynie dużo większa przyjemność niż z ciągłego opadania i wznoszenia się.
***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 15 maja (ndz) 2005, 16:09:14

***
Moja swoista schizofrenia emocjonalna zaczęła w pewnym momencie rosnąć jakby na sile. Z jednej strony były te raz dobre a raz smutne chwile - choć wydawało by się że nie powinno takich skrajnych być a zwłaszcza w tym okresie - z drugiej rodząca się we mnie własna niepewność. Raz czułem że to wszystko jest swoistą symbiozą i to zagrzewało mnie do działań, jednak były też takie sytuacje w których czułem się jak pionek w cudzej grze; mający do pokonania jakąś trasę w wyznaczonym celu - wyznaczonym bez jakiejkolwiek konsultacji ze mną.
Było to o tyle dziwne, że sam początek i jego rozwinięcie w czasie nie zapowiadał tego co miało mieć miejsce później. Te dawne zachwyty, zadowolenia różnego typu i radości, dziś straciły na odbiorze i miałem coraz to częściej wrażenie że oczekuje się ode mnie nie tylko tego typu więcej rzeczy ale również całej gamy innych; w tym także takich które były zupełnie mi przeciwstawne. Tak jakby bycie kim jestem było nagle zupełnie nie na miejscu. Tak jakbym miał za dotknięciem magicznej różdżki zamienić się z kruka w księcia. Nie dało się zatem obejść bez wewnętrznego pytania: czemu ja; skoro nie jestem jakim być powinienem? Pytanie pozostawało jedynie nie wypowiedzianym efektem myśli. A to dlatego że gdy pozwalałem sobie takie rzeczy wyrzucać z siebie tworzyła się mała burza pełna piorunów niezrozumienia i grzmotów niezadowolenia. Te wnioski płynące z obserwacji i zdarzeń doświadczanych były by proste. Każdy człowiek wiedziałby cóż nimi zrobić i czego należy dokonać. Tu jednak nie było to takie proste. Wiedziałem bowiem iż są elementy które mnie niewątpliwie przyciągają i pociągają; że jej osoba była dla mnie kimś wyjątkowym. Swe ewentualne plany i rozwiązania wynikłe z wniosków, porzuciłem bowiem dnia pewnego nie dlatego żeby samemu sobie coś utrudnić czy też wprowadzić cos nowego. Miała w sobie bowiem to coś, to 'nieokreślone' co wskazywało mi, że ona jest synonimem tej dobrej i właściwej drogi. To wszystko co miało miejsce między nami i ... to co działo się we mnie ... bezwzględnie mówiło mi że .... ją kocham.

***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 14 cze (wt) 2005, 20:11:00

Pozwole sobie zaklocic porzadek w temacie i powiem co snad czym sie od pewnego czasu zastanawialem .... :

Pragne przeprosic wszystkich zainteresowanych - tym tematem - ale z przyczyn osobistych postanowilem zawiesic publikowanie zaleglych oraz pisanie kolejnych "wpisow" na czas nie okreslony [czyli do odwolania].

Dziekuje rowniez za wszelkie zainteresowania tym tematem jakie mialo miejsce.

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 21 cze (wt) 2005, 05:03:58

No i stalo sie - podjalem decyzje odnosnie rozwazanych alternatyw dot. publikowania dalszych fragmentow. Mam zatem dwie wiadomosci : dobrą i złą.

Dobra: Pojawia sie w najblizszym czasie kolejne fragmenty.
Zła: Pojawi sie tylko to co juz powstalo do czasu podjecia decyzji o publikowaniu tego tutaj.

Tak wiec swa fikcyjna, dlatego tez nieco moze dziwna historie - czy tez wrecz powinienem rzec fantastyczno-psychologiczna; lub tez majaca byc z zamierzenia wypelniona swoistym gotycyzmem - postanowilem ukazac do konca [bo nie po tym jak sie zaczynaja ocenia sie tego typu rzeczy ale po tym jak sie koncza ;) ] zgodnie z zarysem pierwotnym jaki powstal. Nie bedzie zatem tylko tego co mialo byc ewentualnie dopisywane w trakcie celem rozwiniecia watkow ze 'szkicu pierwotnego'. Natomiast ów 'szkic' bedzie pojawial sie mam nadzieje w miare sukcesywnie - co bedzie uzaleznione wylacznie od ilosci czasu; gdyz to co znajduje sie w pliku txt wymaga korekty masy roznego rodzaju literowek.
Tych ktorych slowo 'szkic' przeraza nieco moge pocieszyc iz dalsze 'wpisy' wygladem nie odbiegaja za bardzo od tych ktore juz tu sie znajduja i nie beda to tylko dwa czy trzy - tak wiec bedzie co poczytac :)

Tak wiec sumujac : postaram sie juz w najblizszym czasie umiescic tutaj kolejne 'wpisy'. :)

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 29 cze (śr) 2005, 12:11:40

***

Zdrowy rozsądek podpowiadał że to nie jest najlepsze wyjście dla mnie, że to choć względnie dobre i pociągające jest drogą donikąd. Nie potrafiłem jednak od tego uciec gdyż tak na dobra sprawę pomimo wszystko starałem się zostać. Pojawiały się różne rzeczy i zdarzenia pokazujące mi nie koniecznie to co chciały zobaczyć oczy emocji.
Czekając na nią razu pewnego już mocno spóźnioną na zwyczajowe nocne odwiedziny spacerowałem po pokoju wyglądając przez okno. I w końcu dostrzegłem ją zmierzająca w ciemnościach... lecz nie samą. Szła z jakąś postacią śmiejąc się i radując. Emanując tym wszystkim czego mi właśnie było potrzeba podczas wspólnych chwil. Ów postacią była - jak się później dowiedziałem - siostra - o której to co ciekawe usłyszałem po raz pierwszy.
Gdy weszła już sama na górę i zapytałem o zauważoną postać odparła iż spędziła z nią trochę czasu gdyż 'siostra czuła się taka samotna i chciała jej pomoc i tak się zagadały, że straciła poczucie czasu'. Ciekawym było jednak to że nasze spotkania zawsze były jakby czasowo określone i ciężko było wywalczyć o ich przedłużenie. Zaniepokoiło mnie to i dało do myślenia.
Czy była to naprawdę siostra czy też nie trudno było powiedzieć - długość włosów nie dawała jednoznacznej odpowiedzi co do płci tak samo jak strój. Jednak to 'zapomnienie'... brakowało mi bardzo by płynęło w moja stronę i byłem przekonany ze jej charakter na to nie pozwala. Jednak jak się tutaj okazało było to możliwe, tyle że widać selektywne.
A może po prostu ja nie byłem w stanie w niej pobudzić tych emocji; może źle odbierałem jakieś jej intencje. Jednak ten port do którego płynąłem zdawał się bezustannie co i rusz oddalać ode mnie, tworząc ponowny dystans gdy juz zdawało się że wpływa człowiek powoli na suchy ląd.
Zdrowy rozsadek wciąż podpowiadał gdzieś w tle... że miłość może nie mieszkać w tych wspólnych chwilach... po obu stronach...


***

Pomimo wszystko wiedziałem, że uczucie zaczyna rosnąć coraz bardziej; a równocześnie zdawałem sobie sprawę, że cena jaką mogę ponieść jest zbyt wysoka i korzyści nie byłyby choćby w dziewięćdziesięciu procentach obopólne w przypadku wzniesienia tego na wyższy poziom. Cóż bowiem mogłoby się zmienić na dobre za dzień, miesiąc, dwa, rok? Skoro ledwie po chwili zaciekawienia całość zdawała się tracić ową 'ciekawość' z jej strony. Te wieczorne spotkania stały się jakby uzupełnieniem dnia. Czy mój ogląd był przesadzony - pytałem sam siebie i dochodziłem jednak do wniosku stopniowo. Efektem było uznanie iż w pewnym procencie tak, Jednak ten procent był mały. Obiektywnie rzecz biorąc całość szła jakby w dwie różne strony.
Masochizm jest dobry w skrajnych przypadkach, ale pisanie się na jego ciągłość i powszechność graniczy z chorobą psychiczną. Z sytuacji było tylko jedno wyjście - trudne dla mnie jednak jedyne. By w przypadku nie wystąpienie zmian zakończyć film w którym oczekiwanie na jakieś szczęśliwe chwile ciągnie się i daje się liczyć w eonach.
Zdrowy rozsądek kazał w trosce o dobro - własne i cudze - toksyczne rzeczy utylizować. Czasu bowiem nikt nie jest w stanie zatrzymać w miejscu. A tego czasu wspólnego było coraz mniej; spotkania wieczorne stawały się sporadycznie realizowane lub też nie towarzyszyły im jakieś konkretne emocje - po części z powodów niejasnych a po części z uwagi na postać 'siostry' siedzącą w mej głowie a dokładnie tego pokładu emocji który wtedy zaobserwowałem i również pragnąłem doświadczać.
Miałem wrażenie, że z uwagi na te większe i mniejsze elementy – pomimo wszystko na swój sposób jednak złożone - całość rozwiązania nie powinna być trudna do przeprowadzenia i akceptacji z drugiej strony. O swoja akceptacje faktu postanowiłem zadbać później, gdyż to mogło zając więcej czasu by ją w pełni osiągnąć. Pozostało wie tylko zadbać o kontakt.


***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 03 lip (ndz) 2005, 14:12:59

***

Po paru dniach udało się doprowadzić do spotkania. Obawiałem się że może mi nie być łatwo ale okazało się , że ton spotkana przebiegał pod znakiem sytuacji i słów z jej strony które stopniowo naprowadziły mnie na chwile w której byłbym gotów rozpocząć swe stwierdzenia z poczuciem ich słuszności. I w końcu ta chwila nadeszła.
Okazała się być całością mało wzruszona, stwierdziła również iż spodziewała się tego i nie jest zbytnio zaskoczona i że choć może tego nie widać to tak naprawdę jest jej smutno.
- - -
Wiedziałem, że to powinno się inaczej potoczyć jednak któż mógł przypuszczać, że tak to wszystko będzie wyglądać. Są na tym świecie rzeczy o których się filozofom nie śniło a analitykom nie wyszło w drodze analizy i logiki. Stanęło na drodze coś czego szczegóły trudno jakkolwiek w miarę jasno opisać i zebrać do kupy. Jej ciemne włosy wiatr dalej rozwiewał tak samo, jednak z jej ust dźwięk juz nie płynął konkretny. I tego nie dało się juz nijak we własnej świadomości tuszować. Pulsująca w głowie świadomość słuszności posunięcia na każdym ostrzejszym zakręcie pozwalała odpowiednio zwolnić bieg i luźniej przezeń przejechać. Dlatego też dni swoje spędzałem na powrót bez niej i nie szukając z nią kontaktu. Cóż bowiem miałbym zrobić? Miałem tylko dwa wyjścia: zostać i zapomnieć o wszystkim co wśród myśli płynęło lub też odejść i dokonać tego samego. Zatem niewielkie były tu różnice zwarzywszy iż spotkania i tak były tylko nocnymi odwiedzinami raz na jakiś czas. Życie moje więc toczyłem uprzednim swym trybem starając się nie tracić czasu na zamartwianie się. Pewnego jednak dnia pojawiła się i poprosiła o noc swoja ostatnia - na osłodę i ku pamięci całości. Chciała bowiem odwdzięczyć mi się za to wszystko co płynęło w jej kierunku a co zdecydowała się odrzucić. Taki swoisty prezent na pożegnanie. Nie za bardzo rozumiałem sens tego wszystkiego zwłaszcza że od pewnego czasu najmniejszego jak juz mówiłem kontaktu nie było. Uznałem jednak że nie mam tu nic do stracenia a mogę zyskać kilka miłych chwil. Dodatkowo stwierdziła, iż postara mi się wszystko wytłumaczyć tak bym ją zrozumiał
Umówiliśmy się zatem ze za trzy dni przyjdzie wieczorem aby ów noc ostatnia mogła się dopełnić.

***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 03 lip (ndz) 2005, 14:59:15

***

Czas zleciał tak szybko że praktycznie zapomniałem o całych tych odwiedzinach. Jednak gdy przyszła zrobiłem to co zwykłem czyli zaprosiłem ja do środka. Weszło mi to bowiem w krew przy pierwszym spotkaniu gdy to pomimo chęci jawnych skrępowana stała na progu i weszła dopiero po wygłoszeniu bezpośredniego zaproszenia.
Rozłożyłem zatem po środku pokoju miękki koc by można było wygodnie usiąść - dzięki temu przestrzeń jaka mogła nas dzielić była zależna wyłącznie od każdego z osobna. Przyniosłem świece, wino oraz kieliszki i podczas gdy ona usadawiała się na przygotowanym siedlisku poszedłem uchylić okno oraz zasłonić zasłony. Gdy stałem tak przy oknie ujrzałem za nim stojącą nieco w oddali na dworze ów 'siostrę'. Miałem wrażenie iż nasze oczy spotkały się a jej wzrok był mi przychylny; nie brakowało w nim jednak obecnie pewnego smutku. Nie miałem ochoty już jednak w to wnikać; zasłoniłem okno i udałem się by otworzyć wino i zasiąść spokojnie.
Rozmowa przebiegała w miłym aczkolwiek dość nostalgicznym tonie. Wraz z kolejnym kieliszkiem wina z prostych i błahych tematów schodziliśmy na te bardziej naszej sytuacji i temu wszystkiemu co z nią wiązane, bliższe. W powietrzu wisiała nuta łzawa, przemieszana jednak w dziwny sposób z jakąś dozą erotyzmu. Dodatkowo miałem wrażenie którego nie mogłem się pozbyć – Jej oczy były jakby bardziej błyszczące. Było to o tyle dziwne iż ich piękno widziałem już dawniej jednak tym razem było w nich coś więcej.
Pomimo wszystko nie byłem w stanie nie zadać jednego pytania – czemu tak to wszystko wyszło? Odparła, iż ciężko byłoby to wytłumaczyć, a już zwłaszcza słowami. Bardzo chciałem jednak to wiedzieć, bo przecież chciałem by tak naprawdę było inaczej niż obecnie. Gdy tak nalegałem przez czas jakiś wplatając to w naszą dyskusję ostatecznie zgodziła się, prosząc tylko by tą kwestie zostawić na sam koniec spotkania. Postanowiłem zatem poczekać z poznaniem odpowiedzi.
Trochę ku mojemu zdziwieniu całość spotkania zaczęła nagle przybierać nastrój zdecydowanie erotyczny. Jej dłonie muskały moja twarz podczas gdy oczy nasze trwały w nierozrywalnym złączeniu. Wspólnie pozwoliliśmy swoim ciałom na kontakt który przybierał obraz wzrastającej sinusoidy. A gdy pływały one nagie na powierzchni rozłożonego koca nie byłem w stanie myśleć już o niczym racjonalnym. Całość stała się niczym film w którym grałem żywą rolę, kierując swym ciałem, jednak moja świadomość coraz bardziej się wyłączała. W pewnym momencie przestałem cokolwiek jasno rozpoznawać i kojarzyć swym umysłem – dla niego zapadła jakby ciemność.
- - -
Gdy obudziłem się, leżałem samotnie; jej juz nie było. W ustach miałem jakiś dziwny posmak, a gdy się rozglądałem wokół poczułem swędzenie na szyi. Sięgnąłem w to miejsce ręka i poczułem pod palcami dwie małe ranki. Zabrałem rękę i spojrzałem na nią ujrzałem na niej ślady krwi. W zdumieniu podniosłem głowę i ujrzałem siedzącą w rogu na fotelu 'siostrę' patrzącą na mnie w milczeniu.

***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 03 lip (ndz) 2005, 16:18:30

***

Przez czas jakiś byłem w szoku i nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa. Gdy juz jednak przyszła pierwsza chwila kontroli nad głosem zapytałem się jej cóż takiego się tu stało. Stwierdziła,że przecież sam chciałem tak bardzo poznać odpowiedź – zatem poznałem ją w pełnej okazałości. Wraz z kontynuacją rozmowy dowiedziałem się iż 'siostra' ma tak naprawdę na imię Violet i nie była jej siostra, była kimś kto chciał jej pomoc. Poznały się pewnego dnia w jednym klubie – dla wampirów i ludzi zaprzyjaźnionych - i tam dowiedziała się iż Ona spotkała kogoś – mnie – i chce z nim być jednak z racji swej 'przypadłości' obawiała się czy będzie w stanie rozbudzić w sobie potrzebne emocje w wystarczającym zakresie. Violet odbywała z Nią spotkania starając się Jej pokazać, nauczyć tego wszystkiego co tak bardzo pragnęła okazywać bo tak bardzo chciała znowu móc kochać; kochała mnie lecz nie w taki sposób w jaki chciała – pełnią serca, uczuciem gorącym. Wiedziała później że Ją kocham i chce z Nią być jednak ... przez to zaczęła się bać, że może sobie nie poradzić, że będę chciał przez to więcej tego czego Ona uznała ze nie będzie w stanie dać. Starała się zatem postarać się bym zmienił swoje podejście i zapomniał o Niej. Violet jednak wspierała Ją wiedząc o mnie to wszystko, bo zdawała sobie sprawę że to wszystko czego pragnęła miała wręcz na wyciągniecie ręki. Wystarczyło tylko uwierzyć w siebie, uwierzyć że to wszystko jest możliwe. Jednak Ona sama bała się tego, nie widząc ku temu szans i postanowiła zatem pozwolić by to wszystko zaczęło umierać. Violet choć bardzo chciała Jej pomoc nie była już w stanie, miała tylko nadzieje - stojąc pod oknem kiedy my byliśmy tutaj na górze – że Ona zmieni swoje zdanie i odważy się spróbować, otrzymać to co tak bardzo sama chciała dostać i co chciano i starano się Jej dać. Niestety również i tym razem ciekawość zabiła kota, który tak bardzo chciał wiedzieć, który tak bardzo chciał próbować to wszystko zmienić lecz nie dane mu było.

***

seize
Loża WSR
Loża WSR
Posty: 9045
Rejestracja: 02 mar (ndz) 2003, 01:00:00

Post autor: seize » 03 lip (ndz) 2005, 17:10:11

EPILOG

I tak oto Tom dokonał swej wielkiej miłości co przyszła sama, nieproszona; odmieniwszy całe jego życie. Miłość, która zwątpiła w swe siły kiedy tak niewiele trzeba było. Ona nie chcąc sprawdzić swoich sił odeszła w dal ciemną. Ona - jego miłość której tak bardzo pragnął, którą znalazł – czy też tak naprawdę, co odnalazła jego – której nie mógł spełnić, choć pragnął z całych sił. Nie zapomniał o Niej jednak nigdy, swojej wymarzonej bułhakowskiej Małgorzacie... którą była mu.. której szuka tak do dziś trwając w swym żywocie nocnym co kresu zdaje nie mieć się...
On powłóczy się niczym cień po krainach wszystkich w świecie chcąc odnaleźć co utracił. Gdy zatem spotkasz go kiedyś na swej drodze nie śmiej z niego się ani nie płacz nad losem jego. Popatrz tylko dookoła, popatrz kto u Twego boku stoi i jak wiele dajesz z tego co dać możesz. Nie każdemu bowiem dany czas tak długi na radości czy na życie a gdy dany trafia się to nie zawsze szczęście mieszka w nim. Nie obawiaj zatem się wyciągniętej ku Tobie dłoni, która wiesz ze kocha Cię.

KONIEC

- - -


"Za mną, czytelniku! Któż to ci powiedział, że nie ma już na świecie prawdziwej,
wiernej, wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy język!
Za mną, czytelniku mój, podążaj za mną, a ja ci ukażę taką miłość!"*

*cytat pochodzi z : Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata; rodz. XIX;
tłum. Irena Lewandowska i Witold Dąbrowski

ODPOWIEDZ